sobota, 11 czerwca 2016

[2] Nie zbliżaj się

,,Wiedziałem, że życie nas okalecza. Każdego z nas. 
Nie da się tego uniknąć. Ale powoli zaczynam się przekonywać, że możemy zostać uzdrowieni.
 Że nawzajem się uzdrawiamy."


Cichutkie stukanie w szybę. Nieznacznie zmieniła pozycję i jeszcze szczelniej przykryła się kołdrą. Stuk, stuk. Coraz głośniejsze dźwięki powoli przerywały jej błogi sen. Powoli otworzyła oczy i szybko spojrzała na zegarek. 05:10, czyli za wcześnie na pocztę. Wyczołgała się z łóżka i zirytowana podeszła do okna. Gdy ujrzała swojego gościa, jej złość minęła, a na twarzy zakwitł uśmiech.
- Fawkes? Co tu robisz kochany? Stęskniłeś się za mną czy za starym domem?
Mówiąc to, ogarnęła ją lekka nostalgia. Otworzyła okno i wzięła ptaka na rękę, drugą wyciągając z woreczka przysmak dla sów. Skierowała się do salonu, gdzie stała srebrna żerdź. Ptak podleciał i usiadł na niej, rozkładając ogromne, czerwone skrzydła i kierując swoje ciekawskie, złote spojrzenie na dziewczynę. Jego pióra pobłyskiwały w świetle wschodzącego słońca, którego promienie wpadały przez wielkie okna. Lucille stała tak chwilę, urzeczona tym widokiem i wolnym krokiem skierowała się w stronę pianina. Usiadła na niskim stołku i musnęła długimi palcami kilka klawiszy. Powoli i delikatnie przerodziło się to w melodię na pozór smutną, jednak mimo to wywołującą uśmiech na twarzy. Ptak natychmiast to podchwycił i zaczął śpiewać swoją pieśń tak różną od tego, co grała dziewczyna, a jednak tak bardzo podobną. Przymknęła oczy rozkoszując się dźwiękami, które ją otaczały. Niewiele osób miało okazję słyszeć śpiew feniksa, jednak odkąd Lord Voldemort został pokonany, stworzenie często przylatywało do Lucille. Pierwszy raz właśnie wtedy, gdy grała. Ich koncert urwał się wraz z głośnym dźwiękiem budzika, dochodzącym z sypialni. Dziewczyna westchnęła i skierowała się w stronę szafy. Założyła czarną spódnicę do połowy łydki oraz białą koszulkę na ramiączkach, na którą zarzuciła długą, rozpiętą szatę. Śniadanie już się zaczęło, więc pośpiesznie wyszła i od razu skierowała się do wielkiej sali. Minęła po drodze kilkoro uczniów, którzy nie zwrócili na nią większej uwagi. W tym stroju wyglądała bardzo niepozornie i można było wziąć ją za uczennicę. 

Szybkim krokiem weszła do sali przez boczne wejście przeznaczone dla nauczycieli.
- O nie..
Z jej ust wydobył się mimowolny jęk. Liczyła, że zajmie miejsce obok Luny, Nevilla, Minerwy lub kogokolwiek kogo zna lub może poznać. Nie spodziewała się, że jedyne wolne krzesło będzie obok Petera. Głód jednak wygrał z niechęcią i ruszyła w tamtą stronę. Blondyn od razu ją zauważył i uśmiechnął się, szarmancko przeczesując włosy palcami. Gdy się zbliżyła, wstał i odsunął jej krzesło. Zszokowana zatrzymała się, przyciągając tym samym kilka ciekawskich spojrzeń uczniów i ludzi przy jej stole. Wywróciła oczami, pokręciła głową i ze zbolałą miną zajęła miejsce. Od razu zaczęła nalewać sobie herbaty i szukać wzrokiem jej ulubionej owsianki z truskawkami.
- Jak minęła ci noc? Śniło ci się coś ciekawego lub zabójczo przystojnego? Zdradzę ci, że mi śniła się dziś piękna, czarnowłosa kobieta o błyszczących, złocistych tęczówkach i słodkich ustach, czerwieńszych niż czereśnie...
Po wzmiance o słodkich ustach przestała słuchać. Właściwie to od początku nie słuchała. Jakoś nieszczególnie obchodziły ją jego fantazje i poematy. Skupiła się na owsiance. Osobiście wolała, gdy płatki nie były aż tak rozmiękłe, ale świeże truskawki rekompensowały jej wszystko. Skrzaty na pewno mają spory zapas w kuchni i raczej nie zorientują się, jeśli wykradnie koszyczek lub dwa. Tak, to już postanowione.
- Lucille?
Na dźwięk jego głosu tuż nad uchem, aż podskoczyła.
- Co? - odburknęła, chcąc jak najszybciej powrócić do rozmyślań o wieczornych planach.
- Pytałem, co ci się śniło - odparł z tym swoim szarmanckim uśmiechem, którego powoli zaczynała nienawidzić.
- Mi? Ach, mój drogi dawno nie miałam takiego pięknego snu! Śniło mi się, że zabijam pewnego mężczyznę, który zdecydowanie zbyt dużo gada i nie daje mi w spokoju zjeść śniadania. Myślisz, że sny się spełniają? - spytała, nie zmieniając przesłodzonego tonu i przywołując na twarz zgryźliwy, sarkastyczny uśmiech.
Mina Petera Swana w odczuciu Lucille była przekomiczna. Lekko zbladł, jego usta automatycznie rozchyliły się, a oczy szeroko otworzyły. Chyba wjechałam na jego ego, pomyślała uśmiechając się do siebie w duchu, ale powinien się cieszyć, że mam dobry dzień i tylko na tym się skończyło. Blondyn szybko jednak otrząsnął się z szoku i postanowił kontynuować swoją grę.
- W takim razie ostatnie, co widział przed śmiercią, musiało być najpiękniejszym widokiem w jego życiu - mówiąc to pochylił się do niej porozumiewawczo.
W tym momencie przekroczył granicę jej prywatnej sfery, do której obcy nie mieli wstępu. Na jego nieszczęście miała na łyżce sporą ilość owsianki, która od razu wylądowała na czole niedoszłego adoratora i spłynęła mu po twarzy.
- Co ty robisz?!
Mimo gwaru jaki panował na sali większość uczniów widziała cały incydent i od razu wybuchnęli śmiechem.
- Chyba straciłam apetyt i ochotę na owsiankę przez najbliższy miesiąc.
Mówiąc to wstała i powoli wyszła z sali nie kryjąc swojego rozbawienia. Napotkała przy tym karcący wzrok Minerwy, jednak reszta kadry zdecydowanie była z owej sytuacji zadowolona. 

~
Kierowała się w stronę sali należącej do Swana, ponieważ tam mieli podzielić uczniów na grupy. Wciąż rozpamiętywała zdarzenie sprzed chwili, gdy nagle wpadła na coś z dosyć dużą siłą i upadłaby gdyby nie silne ręce, które złapały ją w ostatniej chwili.
- Patrz, jak chodzisz - powiedziała ze złością.
W tym samym momencie wyszarpnęła się z uścisku i spojrzała do góry na swojego wybawiciela. Stał przed nią nie kto inny jak Lucivar Iwanow z miną, jakby właśnie wdepnął w odchody trolla.
- Dam ci radę Lucille. Trzymaj się ode mnie z daleka. Nie wiem, jakim cudem w ogóle zostałaś przyjęta na to stanowisko, ani tym bardziej, kogo przekupiłaś, żeby zostać opiekunką domu i szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Wiedz jednak, że nie zapomniałem tamtej misji i tego co, zrobiłaś. Następnym razem nie będę taki miły jak dziś.
Nim zdążyła odpowiedzieć, wyminął ją, uderzając przy tym ramieniem. Przynajmniej wiedziała, o co mu chodzi. Torturowanie Śmierciożercy, który zabił młodą dziewczynę, aby wydał towarzyszy, w jego odczuciu było czymś złym. Nie rozumiał jej sposobu działania, a ona nie potrafiła zrozumieć jego myślenia. Tym razem przyznała mu rację. Lepiej żeby trzymali się od siebie z daleka. Nim się spostrzegła, stała już przed szerokimi drzwiami, prowadzącymi do sali Petera. Była zdziwiona, bo słyszała jego głos. Czyli jak zwykle się spóźniła. Otworzyła z rozmachem drzwi i sprężystym krokiem przeszła przez salę, stając przed blondynem. Ten nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem i dalej opowiadał o swojej przygodzie z wilkołakami. Ogarniała ją coraz większa irytacja, a ten stan nie był bezpieczny dla nikogo w sali, a już w szczególności dla mężczyzny stojącego przed nią. Szybko obróciła się, omiotła spojrzeniem całą klasę i donośnym głosem powiedziała.
- Zostaniecie podzieleni na dwie grupy. Część z was pójdzie ze mną i od tego momentu skończy się wasze nicnierobienie, a zacznie prawdziwa nauka obrony przed czarną magią. Są jacyś chętni czy sama mam was wyznaczyć?
- Nikt nie chce z tobą iść. Najlepiej zrobisz, jeśli wyjdziesz z tej sali i zostawisz m o i c h  uczniów w spokoju. W końcu kto będzie ich uczył lepiej niż ja? - mówiąc to posłał jeden ze swoich uśmiechów w stronę klasy.
Lucille zauważyła, że pierwsze ławki okupowane są przez uczennice, które wpatrują się w niego jak w obrazek. Z tyłu zauważyła jednak dziewczynę o ciemnych włosach, z wygolonym lewym bokiem. Podniosła rękę i oznajmiła, że chce dołączyć do drugiej grupy. W jej ślad poszło jeszcze 15 chłopców. Reszta uczniów, a właściwie uczennic, była zbyt zauroczona profesorem lub zbyt się bali.
- Dobrze, 16 osób może być - powiedziała i zwróciła się do reszty uczniów - pamiętajcie jednak, że jeszcze przez pierwszy miesiąc będziecie mogli się do mnie przepisać. Potem będziemy zbyt daleko z materiałem i będziecie musieli czekać na następny rok.
Gdy skończyła mówić, wyszła z sali wraz z jej klasą i zaprowadziła ich do siebie. Lekko przerażeni i zdenerwowani uczniowie weszli do klasy i z ich ust wydobył się cichy okrzyk zachwytu na widok wielkiego, czerwonego ptaka, lecącego do ich nauczycielki i siadającego na jej ramieniu.
- Pani profesor, czy to jest feniks? - spytał jeden z chłopców, wybałuszając oczy.
- Tak, to jest Faweks. Należał do Dumbledora, poprzedniego dyrektora. Po jego śmierci odleciał, ale potem znów się pojawił i od tamtego czasu czasami mnie odwiedza. Zajmijcie miejsca w pierwszych ławkach.
Mówiąc to sama podeszła do przodu i usiadła po turecku na biurku.
- Na początek moim obowiązkiem jest przedstawić wam program na najbliższy rok, jednak to chyba jest zbędne i nudne. Lekcji już nie zdążymy przeprowadzić, ale możemy się poznać. Ja nazywam się Lucille Dark. Uwielbiam truskawki i grę na pianinie. Macie jakieś pytania? Nie? No dobrze, w takim razie teraz wy opowiedzcie o sobie. Zacznijmy może od ciebie - powiedziała i wskazała na jedyną dziewczynę w grupie.
Ta skrzyżowała ręce i nawet nie wstając zaczęła wyrzucać z siebie słowa. Żyłka na jej czole zabawnie przy tym pulsowała, wywołując ironiczny uśmiech na twarzy kobiety.
- Elizabeth Jonson. Gryffindor. Nie lubię tych lekcji, ale jeszcze bardziej nie lubię tego idioty, który je prowadził. Proszę sobie nie myśleć, że zgłosiłam się dlatego, że jest pani opiekunką mojego domu. Znam pani historię i tym bardziej uważam to za nieporozumienie, żeby Ślizgon zajmował się Gryfonami.
Gdy skończyła, spojrzała spode łba na rozbawioną kobietę przed nią. Cała klasa wstrzymała oddech, czekając co się wydarzy.
- Miło cię poznać Elizabeth. Uwierz mi, ja jestem z całej tej sytuacji równie niezadowolona co ty. Nie zastanawiałaś się jednak dlaczego zostałam opiekunką twojego domu? Nie? Otóż powiem ci. Zostałam nią, aby nauczyć was, Gryfonów, tego - przerwała i ogarnęła wzrokiem całą klasę i wróciła znów do dziewczyny - że czasami należy zamknąć się i nie zgrywać bohatera, bo może źle się to skończyć nie tylko dla ciebie, ale i dla całego domu. Koniec z niesprawiedliwym traktowaniem innych domów. Każdy ma coś do zaoferowania. Nie ma lepszych i gorszych, pora dorosnąć i się tego nauczyć.
Gdy kończyła swoją wypowiedź, nie kryła już irytacji. W całej klasie zapanowała nieprzyjemna cisza i napięcie, które zostało przerwane przez dźwięk dzwonka. Uczniowie odetchnęli z ulgą i wyszli z klasy. Jak to bywa w Hogwarcie, plotki rozniosły się tak szybko, że na następnych lekcjach nie było chętnych. Wyjątkiem były oczywiście dzieci Potterów, Weasleyów i Ted Lupin, którzy znali ją bliżej, bo czasami wpadała do nich na obiad i rodzinne uroczystości, jako matka chrzestna Jamesa. Tym samym musiała losowo wyznaczać resztę osób, które znajdą się w jej grupie, a Swan usilnie i z dobrym skutkiem oddawał jej samych buntowników i uczniów, którzy nie należeli do jego kółka adoracyjnego. Jej było to bez różnicy i nawet się cieszyła z tego faktu, bo przynajmniej będzie mogła prowadzić normalne lekcje, bez wysłuchiwania jęków niezadowolonych uczennic. 

Reszta dnia minęła jej spokojnie. Uważnie przypatrywała się uczniom i notowała w głowie wszystkie ważne informacje, które mogą się jej przydać. Furorę wśród uczennic, oprócz Swana, budził także Iwanow. Nienawidziły go natomiast drużyny quidditcha, ponieważ zawsze przed ważnym meczem rezerwował boisko dla Slytherinu i reszta musiała ćwiczyć na błoniach. Czasami nawet kasował rezerwację innych. Poza tym, praktycznie wszyscy z domu Lwa jej nie lubili, a przecież miała się z nimi zaprzyjaźnić, w końcu tego oczekiwała Minerwa. No nic, najwyżej spróbuje ich jakoś do siebie przekonać na wycieczce integracyjnej dla pierwszoklasistów, którą w najbliższym czasie dyrektorka kazała jej zorganizować. Nagle jej rozmyślania przerwał męski głos dobiegający z sąsiedniego korytarza, który wyrzucał z siebie wiązankę przekleństw. Z początku myślała, że to Irytek, jednak gdy usłyszała tępy odgłos uderzenia w ścianę, poszła w tamtą stronę z wyciągniętą różdżką. Było już późno, a korytarz oświetlało jedynie światło wpadające przez małe okienko. Wszędzie panował półmrok, lecz na końcu dostrzegła mężczyznę z kawałkiem pergaminu. Powoli zbliżyła się i uniosła zapaloną różdżkę. Mężczyzna odwrócił się i jednym ruchem spalił kartkę. 
- Mówiłem, żebyś się do mnie nie zbliżała - rzucił dość agresywnie i skierował się ku dziewczynie z zamiarem jej wyminięcia.
W tym właśnie momencie ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Była ciekawa, co takiego znajdowało się na kartce Lucivara, że doprowadziło go do takiego stanu. Zwykle mężczyzna był zimny, wyrachowany i nie okazywał żadnych emocji poza pogardą. Gdy przechodził obok niej, złapała go za przedramię, lecz zanim zdążyła o cokolwiek zapytać, ten błyskawicznie się obrócił i jedną ręką przygwoździł ją do ściany, blokując ręce i nogi. Spojrzał jej głęboko w oczy i jeszcze bardziej naparł na nią swoim ciałem, pozbawiając tchu. Nachylił się nad nią i wolną ręką pogłaskał po policzku. Jego dłoń zjeżdżała niebezpiecznie nisko, aż zatrzymała się na szyi i nagle zacisnęła, przyduszając dziewczynę. Umiała się doskonale bronić, zarówno magicznie jak i fizycznie. Zawsze nosiła przy pasie dwa noże, którymi mistrzowsko rzucała i walczyła. W tej chwili była jednak całkowicie zablokowana. Próbowała rzucić jakieś zaklęcie, jednak ledwo trzymała różdżkę i jedyne co się z niej wydobyło to kilka iskier. Dawno nie była w tak złym położeniu.
- Twoje sztuczki na mnie nie działają - wyszeptał miękko z lekkim uśmiechem - znam je wszystkie, a ty nie jesteś taka silna jak myślisz. To było moje ostatnie ostrzeżenie. Następnym razem nie będę ani delikatny, ani miły jak dziś.
Ostatnie słowa wypowiedział tak intymnie, że było pewnym, iż niewiele kobiet ma okazję usłyszeć je z jego ust. Lucille nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać, choć mimowolnie łzy same zaczęły napływać jej do oczu. Jego zwykle zielono-czarne tęczówki stawały się coraz ciemniejsze. W tym samym momencie mężczyzna puścił ją i szybkim krokiem odszedł w swoją stronę. Ledwo ustała na nogach i oparła się o ścianę, zachłannie łapiąc tlen. 
- Dupek - wychrypiała na odchodne, rozmasowując sobie gardło i chwiejnym krokiem skierowała się do siebie. 

***

Zapłakana dziewczynka wbiegła do pokoju wspólnego Ślizgonów. Kilka osób popatrzyło na nią, lecz nikt nie zareagował. Oczywiście, gdy nie była z Tomem, nikt nawet na nią nie spojrzał. W końcu to jego wszyscy uwielbiali. Ją traktowali jak jedną z uporczywych fanek, które nie dawały mu spokoju. Starsze dziewczyny uważały, że jest uroczy, a rówieśniczki ze wszystkich domów się w nim podkochiwały. Przeszukała wzrokiem pomieszczenie i znalazła go siedzącego w kącie z jakąś książką. Podeszła, ale zupełnie zignorował ją. Usiadła obok i pociągnęła kilka razy nosem, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Przestań się mazać. Przynosisz wstyd całemu Slytherinowi. Zachowujesz się jak jedna z tych oferm z Huffelpuffu albo Gryffindoru.
Słowa, które padły z jego ust, zabolały ją bardziej niż gdyby powiedział je ktokolwiek inny. Wiedziała, że członkowie jej domu myślą dokładnie to samo, ale przez wzgląd na Toma i ich przyjaźń, nikt jej tego nie powiedział wprost.
- To co mam zrobić? Ta cała Adams cały czas mi dokucza. Dzisiaj spuściła w toalecie mój zeszyt i wypracowanie z transmutacji - powiedziała, a łzy znów napłynęły jej do oczu.
Chłopak zmierzył ją wzrokiem, zamyślił się na chwilę i podał książkę, którą właśnie czytał. Zaznaczył w niej jeden fragment.
- Wiesz, co to jest? - Pokręciła przecząco głową. - To coś, czego uczą się w ostatniej klasie. Mówi się, że to zaklęcia niewybaczalne. Istnieją dwa: jedno zabija, a drugie pozwala kontrolować inną osobę. Jest bardzo trudne i musielibyśmy ćwiczyć, żeby się nam udało. Dlatego proponuję pierwszą opcję. Z tego co czytałem jest dość łatwa, choć za pierwszym razem może się nie udać, więc też trzeba by było potrenować.
Mówił wszystko spokojnym i poważnym tonem, a dziewczyna słuchała lekko przerażona.
- Tom... ale ja nie chcę jej zabijać. Ja po prostu chcę...
- Żeby cierpiała - przerwał jej chłopak.
Spuściła głowę i cicho przytaknęła. 
- Chyba mam na to radę - powiedział i wstał, podając jej dłoń, którą od razu przyjęła. 
- Jaką? - zapytała szczerze zaciekawiona i poszła za chłopakiem, który wyszedł z dormitorium.
- Pamiętasz ten incydent w jaskini gdy byliśmy na wycieczce? Zdenerwowałem się i dlatego z tą dwójką stało się to, co się stało. Myślę, że ty możesz zrobić coś podobnego. Wszystkie zaklęcia powstały przez niewerbalne emocje, które jakiś czarodziej ukierunkował na dany przedmiot i potem nazwał to uczucie, tworząc zaklęcie, które potem mogli stosować inni czarodzieje. Spróbuj skupić się na swojej nienawiści do niej i na chęci jej cierpienia. Może coś się wydarzy. Jako dzieci potrafiliśmy czarować bez pomocy różdżek. Teraz też musisz to zrobić, żeby nie zostawić śladów.
To co mówił przerażało ją i jednocześnie sprawiało, że na jej ciele pojawiał się dreszczyk podniecenia. Znaleźli się właśnie na jednym z korytarzy. Na jego końcu widzieli idącą powoli dziewczynę, którą okazała się być właśnie Jessie Adams. Ruszyli za nią. Ciemnowłosa dziewczynka z całych sił skupiała się na uczuciach, idąc za radą przyjaciela. Nagle, idąca przed nimi stanęła i odwróciła się do dwójki dzieci z niemiłym grymasem na twarzy i wyciągniętą różdżką. Nagle, wszystkie emocje, które próbowała z siebie wyrzucić przez płacz, spłynęły na nią niczym kubeł zimnej wody. Widziała różdżkę rywalki skierowaną na Toma. Na jej Toma. Najlepszego przyjaciela, z którym spędziła dzieciństwo w sierocińcu i dzięki któremu przetrwała tam całe dwanaście lat. Poczuła delikatne mrowienie w opuszkach palców. Uniosła głowę, a jej źrenice powiększyły się, pochłaniając prawie całe tęczówki. Spojrzała prosto w oczy osobie, która dręczyła ją przez cały rok pobytu w Hogwarcie. Psującej całą atmosferę i każdą dobrą chwilę, jakiej tu doświadczyła. Zrobiła krok do przodu. Starsza dziewczyna odruchowo cofnęła się, a w jej oczach można było dostrzec strach. Otworzyła usta, lecz niczego nie powiedziała.
- Crucio - wyszeptała ciemnowłosa.
Dziewczyna momentalnie padła na podłogę i zaczęłaby krzyczeć, gdyby nie zaklęcie Jęzlep, które w ostatniej chwili rzucił na nią chłopak. Sam Tom patrzył na całą tę sytuację z wielkim zainteresowaniem, analizując wszystko. Po chwili położył dłoń na ramieniu swojej koleżanki.
- Musimy iść, bo ktoś nas zobaczy. Usunę jej to wspomnienie z pamięci, ale strach przed tobą zostanie. Dobra robota. 
Niechętnie zakończyła swoje tortury i spojrzała z pogardą na leżącą na ziemi dziewczynę, zanoszącą się niemym szlochem. Po wszystkim wrócili razem do dormitorium. Już od dawna nie czuła się tak wspaniale. Wszystko było zasługą Toma. Dzięki niemu odnalazła siłę i swoją największą broń. Miał rację. Ze wszystkim. Obiecała sobie wtedy, że już nigdy nie zapłacze, a jeśli już, to osoba przez którą to zrobi, słono za to zapłaci.


1 komentarz:

  1. "jeszcze bardziej przykryła" - nie pasuje mi to "bardziej", lepsze byłoby chyba "szczelniej"
    Coraz głośniejsze dźwięki(bez) powoli przerywały jej błogi sen.
    Faweks? Nie chodziło Ci przypadkiem o Fawkesa?
    Osobiście wolała(,) gdy płatki nie były
    truskawki rekompensowały jej WSZYSTKO. Właściwie mogłaby je dodawać do WSZYSTKIEGO. Skrzaty na pewno mają spory zapas w kuchni i raczej nie zorientują się(,) jeśli wykradnie koszyczek lub dwa
    Na dźwięk jego głosu tuż nad uchem(,) aż podskoczyła.
    Pytałem(,) co ci się śniło
    Blondyn szybko SIĘ jednak otrząsnął SIĘ z szoku (?)
    W takim razie ostatnie(,) co widział przed śmiercią, musiało być
    Patrz(,) jak chodzisz - powiedziała ze złością.
    miną(,) jakby właśnie wdepnął w odchody trolla.
    Nie wiem(,) jakim cudem w ogóle zostałaś przyjęta na to stanowisko, ani tym bardziej(,) kogo przekupiłaś(,) żeby zostać opiekunką domu i szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Wiedz jednak, że nie zapomniałem tamtej misji i tego(,) co zrobiłaś.
    Przynajmniej wiedziała(,) o co mu chodzi.
    nic nie robienie - NIE, NIE I JESZCZE RAZ NIE! (POPRAWNIE: NICNIEROBIENIE)
    Najlepiej zrobisz(,) jeśli wyjdziesz z tej sali
    Nagle(BEZ) wszystkie emocje
    ptaka(BEZ) lecącego
    Pamiętasz ten incydent w jaskini(,) gdy byliśmy na wycieczce?
    ach, IDĄC za radą przyjaciela. Nagle, IDĄC
    Miło cię poznać(,) Elizabeth.
    zastanawiałaś się jednak(,) dlaczego
    uroczystości(BEZ) jako matka chrzestna Jamesa
    Nagle(BEZ) jej rozmyślania przerwał męski głos(BEZ) dobiegający z sąsiedniego
    Była ciekawa(,) co takiego znajdowało się na kartce Lucivara
    obok niej(,) złapała go
    Następnym razem nie będę ani delikatny(,) ani miły jak dziś.
    Starsze dziewczyny uważały(,) że jest uroczy
    Słowa(,) które padły z jego ust zabolały
    Wiesz(,) co to jest?
    dwa(:) jedno zabija, a drugie pozwala kontrolować inną osobę.
    ćwiczyć(,) żeby się nam udało
    Jest bardzo trudne i musielibyśmy ćwiczyć żeby się nam udało, więc proponuję pierwszą opcję, z tego co czytałem jest dość łatwa, choć za pierwszym razem może się nie udać, więc też trzeba by było poćwiczyć - to zdanie jest zdecydowanie za długie. Nie wiadomo, o co w nim chodzi.
    że było pewnym(,) iż niewiele kobiet ma
    się(,) czy płakać
    ę rywalki(BEZ) skierowaną
    Uniosła głowę(,) a jej źrenice powiększyły się
    brą chwilę(,) jakiej tu doświadczyła
    tĘ sytuację

    Pogubiłam się w czasie akcji. Skoro jest 20 lat po tym, jak Voldek został pokonany, a ona i Tom byli w tym samym wieku, to dlaczego ona ma siedemdziesiąt a nie dziewięćdziesiąt lat? Voldemort zmarł w wieku 71.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj! Każdy komentarz motywuje mnie i zachęca do pisania. Przez wzgląd i szacunek dla mojej pracy, zostaw po sobie ślad. :)