piątek, 29 września 2017

[8] Góry cz. I

,,Lepiej kochać, a potem płakać. 
Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. 
Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić."


     - Ładnie to rozegrałeś - powiedziała, unosząc do góry szklankę ze szkarłatnym płynem jak kieliszek przy toaście.
- Zawsze wygrywam, a to podwójne zwycięstwo. W końcu nie każdego dnia ze szkoły zostaje wyrzucony mieszaniec, a Hagrid sam sobie na to zasłużył - odparł z leniwym uśmiechem na twarzy, siadając na fotelu obok czarnowłosej dziewczyny.
Poczucie wyższości u Toma było nieodłączną częścią jego charakteru już od najmłodszych lat. Lucille to fascynowało, odrzucało i przyciągało jednocześnie. Zganiła się, że myśli jak większość dziewczyn w szkole i postanowiła zmienić temat.
- Skąd wytrzasnąłeś to wino?
- Mam swoje sposoby. Poza tym, gdybyś się postarała, sama nie miałabyś problemu, żeby je zdobyć.
Odwrócił się do niej, a ich wzrok się spotkał. Siedzieli tak obok siebie, oddzieleni jedynie kilkoma centymetrami, jakie dzieliły ich fotele. W pokoju wspólnym nie było nikogo, a światło dochodzące z kominka nadawało całemu pomieszczeniu romantyczny nastrój. Lucille doskonale zdawała sobie sprawę, do czego to wszystko zmierza, mimo że nie wykonał żadnego znaczącego ruchu. Wino, które zdobył specjalnie dla niej, komplementy, uznanie, że są równi. Jego typowe sztuczki, żeby zdobyć to, czego chce. Znała go aż za dobrze, ale znała także swoją naturę. Czuła, że prędzej czy później wszystko skończy się po myśli chłopaka, ale przynajmniej może to być na jej zasadach. Nie da po sobie niczego poznać, a dostanie to, czego chce. Czego oboje chcą. 
Opróżniła szklankę za jednym razem i nim chłopak zdążył cokolwiek zrobić, złożyła na jego ustach szybki, ale głęboki pocałunek. Udało się, zaskoczyła go, teraz pora się wycofać i udawać, że nic takiego się nie stało. Plan może nie jest genialny, ale lepszego nie wymyśliła. Rozkoszowała się dotykiem jego warg jeszcze ułamek sekundy, po czym oderwała się i wstała, nawet na niego nie spoglądając.
- Późno już, idę spać. Dobranoc.
Ruszyła powoli w stronę swojego pokoju, nie oglądając się za siebie, chociaż oddałaby wszystko, byleby zobaczyć twarz Toma w tej chwili. Zrobiła w końcu coś, na co nie miała odwagi od lat.

***

- Staruszkowi zdecydowanie już odbija. Mam nadzieję, że dali tutaj jakąś kurtkę, bo nie mam zamiaru marznąć - powiedziała i zaczęła przeszukiwać zawartość czarnego plecaka.
Mimo tego, że byli tam zaledwie kilka minut, przenikliwy chłód już dawał o sobie znać. Wreszcie wygrzebała długi płaszcz z kapturem i ciepłym futerkiem. Szybko go założyła i rozejrzała się  wokół. Na pewno doceniłaby piękny widok, gdyby nie była skupiona na chuchaniu w skostniałe od zimna palce. Przed nią majaczyły wysokie szczyty, a wszechobecny śnieg zdawał się połyskiwać niczym rozsypane wokoło diamenty. Całości dopełniały wirujące tu i ówdzie płatki, które nadawały wszystkiemu wręcz magiczny charakter. Nie przybyła tu jednak dla podziwiania widoków, a niewzruszona mina mężczyzny obok szybko sprowadziła ją na ziemię. Znała kierunek, ale brak konkretnego celu nie poprawiał jej samopoczucia. Nie cierpiała zimna, gór i błądzenia bez sensu.
Lucivar wydawał się nie zwracać uwagi na jej niezadowoloną minę i żwawo ruszył przed siebie. Sam miał na sobie płaszcz podobny do tego, który ubrała kobieta. Jemu jednak nie trzęsły się kolana ani szczęka tak jak jej. Szybko ruszyła za nim, mając nadzieję, że ruch odrobinę ją rozgrzeje. Utrzymywał równe, żwawe tempo. Lucille była osobą dobrze wysportowaną, jednak po dwóch godzinach ciągłego marszu pod górę, zaczęła odczuwać zmęczenie. Mimo wszystko nie skarżyła się, szczególnie dlatego, że jej towarzysz nie dawał nic po sobie poznać. Właściwie to wcale się nie odzywał. Owszem, nie przepadała za nim, ale też nie miała zamiaru spędzić czasu w górach, nie rozmawiając z nim. W końcu widać było, że wie, co robić, a ona nie bardzo miała doświadczenie z tego typu klimatem i otoczeniem. Zdecydowanie lepiej czuła się w lesie.
- Myślisz, że uda nam się wyciągnąć z niego informacje bez rozlewu krwi? - zapytał nagle.
Z głosu mężczyzny można było wyczytać smutek, jednak jego twarz wyrażała jedynie zamyślenie. W każdym razie Lucille nie zwróciła uwagi na te szczegóły, zbyt zaskoczona tym, że to nie ona przerwała ciszę między nimi.
- Teoretycznie rzecz biorąc przy użyciu Crucio rzadko kiedy pojawia się krew - odpowiedziała mu.
Lucivar spojrzał na nią poirytowany z zamiarem rzucenia ciętego komentarza, ale powstrzymała go jej mina, a właściwie to, co dostrzegł w jej oczach. Twarz pozostała kamienna, ale właśnie te złociste oczy wyrażały cały ból, z jakim przyszło mu się mierzyć w tej chwili. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, natychmiast odwrócili głowy i z jeszcze większym uporem parli naprzód. Żadne z nich nie chciało przekroczyć granicy, którą między sobą ustalili. Nastała cisza, której nie chcieli przerywać. Oboje zrozumieli, że tkwią w tym bagnie razem i jeśli jedno upadnie, pociągnie za sobą drugie. Ich rozmyślania trwały na tyle długo, że słońce zaczęło powoli chylić się ku zachodowi. Przyśpieszyli nieco, aby dotrzeć do wzniesienia, które majaczyło w oddali. Mieli nadzieję, że przynajmniej odrobinę osłoni ich od wiatru. Los jednak uśmiechnął się do nich, ponieważ wzniesienie okazało się średniej wielkości górą, w której roi się od niewielkich jaskiń. Wybrali jedną, rzucili zaklęcia ochronne i ustawili w środku małe lampki, które dawały światło i odrobinę ciepła. Mimo to chłód doskwierał obojgu i niedługo potem siedzieli obok siebie, okryci jednym kocem, popijając gorące wino przemycone w rzeczach mężczyzny. Gdy Lucille zobaczyła, jak wyciąga je z jednej z kieszonek plecaka, pomyślała nawet, że mogą się dogadać. Niedługo potem poczuła, jak się rozluźnia, podobnie jak mężczyzna obok.
- Tak właściwie, o jakiej umiejętności mówił Kingsley? Czemu wybrał akuratnie ciebie? Wybór mnie był oczywisty. W końcu umiejętność rzucania Crucio samym wzrokiem jest przydatna, ale zastanawia mnie, co takiego ty potrafisz - dopiero po chwili zrozumiała, o co go zapytała. Gdyby nie alkohol nigdy by tego nie zrobiła, ale pytanie już padło, więc postanowiła to wykorzystać i chociaż uzyskać odpowiedź.
Mężczyzna nie odpowiadał przez jakiś czas i widać było, że intensywnie się nad czymś zastanawia. W pewnym momencie kącik jego ust powędrował ku górze, a on powoli odwrócił się w jej stronę, jeszcze bardziej zmniejszając dzielący ich dystans. Lucille przemknęło przez myśl, że robi się niebezpiecznie, ale zignorowała to, skupiając się na opowieści, którą rozpoczął.
- Zacznijmy wszystko od początku. Znasz zapewne te wszystkie legendy o wampirach, piciu krwi, spaniu w trumnach i  strachu przed światłem dnia. Są one tak samo prawdziwe, jak opowieści o wilkołakach. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. W naszym świecie istnieje pięć Wielkich Rodów, w tym moja rodzina, czyli Iwanow. Nie różnimy się od czarodziei, poza tym, że jesteśmy silniejsi, mamy więcej mocy i jesteśmy rasą długowieczną. Picie krwi to coś bardzo intymnego i najczęściej wiąże się z seksem, ponieważ sprawia wielką przyjemność obu stronom. To całkiem przydatne, ponieważ wampirze kobiety nie mogą zajść w ciążę i dlatego wybiera się ludzką kobietę, która zgadza się urodzić dziecko. Zupełnie inaczej jest w przypadku wampirów stworzonych. Jeśli o nie chodzi, to większość legend i podań mówi prawdę. Tutaj właśnie dochodzimy do momentu tej specjalnej mocy, o której wspominał Kingsley. W mojej ślinie jest jad, który może wywołać wielką przyjemność i wspomaga leczenie ran. Oczywiście o ile tego zechcę, bo może też posłużyć jako czynnik przemieniający w wampira. To niezwykle bolesny proces, którego większość osób nie przeżywa. Jednak zanim umrą, wiją się w agonii, która trwa zazwyczaj około dwóch dni. Uwierz mi, można wtedy wyciągnąć z takiej osoby każdą informację.
- Wow. Pewnie nie ma drugiej osoby, która dowiedziałaby się tyle o wampirach w jeden dzień - odpowiedziała, nie kryjąc zaskoczenia.
- Pewnie masz rację. Raczej nie lubimy o sobie opowiadać. Im mniej wiedzą, tym lepiej. Jednak nie ma nic za darmo. Teraz ty odpowiesz na moje pytanie - wyglądał na rozluźnionego w przeciwieństwie do kobiety, która nagle się spięła - wiem, że jest nie na miejscu, ale ciekawi mnie to odkąd pamiętam. Dlaczego byłaś przy nim tak długo, mimo że robił takie okropne rzeczy? Ba! Sama mu przy niektórych pomagałaś. Obserwuję cię od jakiegoś czasu i wiem jedno - Voldemort nie zyskał takiej potęgi sam.
Lucille słyszała bardzo często to pytanie. Wydawałoby się, że już dawno przestało robić na niej wrażenie i tak w istocie było. Jednak tym razem poczuła się inaczej. Może była zmęczona udawaniem i powtarzaniem w kółko historii zmyślonej przez Pottera, która robi z niego bohatera, a z niej ofiarę. Prawdę zna kilka osób, a na lekcjach pomija się fakt, kto rzucił ostateczny czar. Wiedza ta nie jest ukrywana. Gdyby ktoś zapytał, otrzymałby prawdziwą odpowiedź, tego była pewna. Po prostu nikomu nie zależy na prawdzie. Ludzie lubią oddzielać dobro od zła. Białe od czarnego. Lorda Voldemorta od Harry'ego Pottera. O Lucille będącej gdzieś pomiędzy nikt nie chce słyszeć. Nie, żeby jakoś jej to przeszkadzało, ale w momencie, kiedy Lucivar zadał jej pytanie, poczuła się bardzo zmęczona i stara. Może to przez wino albo nastrój, jaki wytworzył się w jaskini, ale odpowiedziała mu tak szczerze, jak nikomu do tej pory. Czemu wybór padł na jej największego rywala? Tego nie wiedziała ani w tym momencie, ani później.
- Ponieważ go kochałam. Poznałam go jako dziecko, gdy byliśmy w mugolskim sierocińcu. Tam każdy był samotny, a co dopiero dziecko z magicznymi zdolnościami. Z nami było inaczej. Mieliśmy siebie i swój własny świat. Jedno pokazywało drugiemu sztuczki i szybko się zaprzyjaźniliśmy. Potem był Hogwart, jeden dom. Oboje byliśmy niezwykle uzdolnieni i rywalizowaliśmy między sobą. Później zrozumieliśmy, że razem możemy więcej i jeszcze bardziej się zbliżyliśmy. Pierwsza i jedyna wielka miłość. Wiedziałam, że interesuje go czarna magia, ale kogo w takim wieku to nie ciekawi? Prawdą jest, że mi przychodziło to o wiele łatwiej. Umiejętności, jakie przez to zyskałam, sam możesz teraz zobaczyć. On chciał mi dorównać i wkroczył na drogę, z której nie można już zejść, a ja weszłam wraz z nim. Po pierwszym horkruksie zmienił się, ale wciąż był to mój Tom. Mój kochany, niezwykły Tom, który dla mnie by zabił. Niedługo potem wiedziałam, że to nie są tylko słowa rzucone na wiatr. Przerażało mnie to z jednej strony, ale z drugiej władza upajała i uzależniała. Tak naprawdę miałam kontrolę nad wszystkim i wszystkimi, przynajmniej tak mi się wydawało. Wszystko zmieniło się w chwili, gdy zabrał mnie ze sobą do domu Potterów. Miało to być nasze wielkie zwycięstwo, dlatego poszłam. Zazwyczaj trzymałam się z boku, ale tym razem coś mnie podkusiło, żeby iść. Dalszą historię już znasz. Czy robiłam złe rzeczy? Owszem, niektóre nawet gorsze niż możesz sobie wyobrazić. Ludzie tracili przeze mnie swoje ukochane osoby, a jak wiadomo, w naturze musi być zachowana równowaga, więc i ja kogoś straciłam. Tyle że mi go nikt nie odebrał, sama musiałam pozbawić go życia, które w gruncie rzeczy nie było już prawdziwym życiem. Mimo wszystko bolało, ale wiedziałam, że tak trzeba. Zabawne ile w człowieku może być równocześnie emocji. Robisz coś, przez co masz ochotę płakać, ale z drugiej strony spada ci z serca wielki głaz. Gdybym miała wybór, postąpiłabym tak samo, szczególnie że jedyne co widziałam w jego oczach w chwili śmierci, to nienawiść.


________________________________________________

Kochani! Po rocznej przerwie powróciłam do pisania! Bardzo się z tego faktu cieszę i mam nadzieję, że tym razem zostanę na dłużej niż 7 rozdziałów. W każdym razie postaram się, ale nic nie obiecuję. Rozdziały będą ukazywały się pewnie raz w miesiącu, przez brak czasu, szkołę i pracę. Mimo wszystko postaram się informować o wszystkim na bieżąco w tablicy ogłoszeń. Druga sprawa - jeśli ktoś prowadzi lub należy do jakiegoś spisu blogów (szczególnie tych o HP), to proszę o informację tutaj lub w Sowiarni, ponieważ bardzo chętnie do takiego dołączę. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytasz? Skomentuj! Każdy komentarz motywuje mnie i zachęca do pisania. Przez wzgląd i szacunek dla mojej pracy, zostaw po sobie ślad. :)