piątek, 5 sierpnia 2016

[6] Ona

,,Każde marzenie - odpowiadała mi matka - jest uczciwe. 
Samo słowo MARZENIE jest uczciwe. 
Nieuczciwe mogą być myśli, pragnienia, dążenia, 
lecz marzenie pozostanie czyste, nawet wtedy, 
kiedy inni wdepczą ci je w błoto."


Wyciągnęła przed siebie zapaloną różdżkę i ruszyła po śladach, zanurzając się w mrok. Co oni sobie wyobrażali? Spojrzała na kilka złamanych gałązek i nieumiejętnie zatarte ślady stóp. Gdyby jeszcze trwała wojna, a oni musieliby się ukrywać, to zostaliby znalezieni w ciągu kilku godzin. Lucille liczyła jednak, że znajdzie chłopców nieco szybciej. W końcu reszta uczniów wciąż bawiła się na błoniach, a ona nie powinna pozostawiać ich bez opieki. Przypomniała sobie ostrzeżenie Jamesa. Uczniowie zgubieni w Zakazanym Lesie, to będzie chyba wystarczający powód, aby wylecieć ze szkoły. Przez jej ciało przeszedł dreszczyk emocji. Poczuła się przez chwilę, jakby znów miała naście lat i razem z Tomem łamała regulamin. Jednak jako dziecko miała szczęście i nie była pod opieką takiej nauczycielki, jaką jest ona sama. Już współczuła tym chłopcom. O ile oczywiście przeżyją. Jeśli nie, to współczuła sobie. Przynajmniej połowa ministerstwa byłaby zadowolona. Co będzie ich obchodzić śmierć dwóch uczniów, skoro będą mogli się jej pobyć. Nikt jej nie ufał, każdy się bał, a tolerowali ją jedynie dlatego, że pomagała łapać najniebezpieczniejszych przestępców i całkowicie kontrolowała Azkaban. To ostatnie wpływało negatywnie na kontakty z ludźmi i błędne koło się zamykało. Mimo to nie miała do nich żalu. Sama nie ufałaby osobie, która potrafi porozumieć się i kontrolować dementorów. Pewnie na ich miejscu zrobiłaby wszystko, aby spotkał ją nieszczęśliwy wypadek. Chociaż jeśli uczniom coś się stanie, to nawet nie będą musieli się wysilać. Po wojnie kary śmierci były normą i nawet częstym zjawiskiem. Ciekawe co by z nią zrobili. Żaden dementor nie złożyłby na niej swego pocałunku, a nie każdy czarodziej ma w sobie tyle mocy, żeby zabić ją zaklęciem. Oczywiście o ile dałaby się złapać i zaciągnąć przed sąd.
Nie rozmyślała długo nad tym, kto podjąłby się tego zadania, ponieważ jej uwaga skupiła się na śladach, a właściwie ich braku. Trop nagle się urwał, a kobieta stała pośrodku lasu z krzakami jeżyn po prawej i równą, prostą ścieżką po lewej. Znała to miejsce jak własną kieszeń. W końcu była odpowiedzialna za obronę szkoły, a studiowanie map błoni i lasu należało do jej obowiązków. Była więc przekonana, że dróżka prowadzi do granicy z obszarem należącym do centaurów. Dla pewności podeszła do krzaków. Nie zauważyła w nich nawet najmniejszych śladów po próbach przedarcia się. Byłoby dla nich lepiej, gdyby próbowali przejść tamtędy, niż gdyby skręcili w lewo. Centaury poruszały się najczęściej w stadzie i mimo że nie miały różdżek, to były stworzeniami bardzo niebezpiecznymi. Oczywiście, jeśli się je zdenerwowało. Nie należeli bowiem do głupców. Właściwie byli jedną z najmądrzejszych ras, ale niewielu czarodziei zdawało sobie z tego sprawę. Podeszła kawałek dalej. Śladów stóp nie widziała, ale na trawie nieopodal ścieżki znalazła paczkę mugolskich zapałek. Zapewne wypadła któremuś z chłopców. Teraz miała pewność, którędy poszli, chociaż wciąż nie mogła odnaleźć śladów. To nie wróżyło niczego dobrego. Poczuła się odrobinę nieswojo i odruchowo spojrzała w górę. Jednak jedyne co ujrzała, to gałęzie drzew i blask księżyca prześwitujący przez liście.

***

Korytarz świecił pustkami. Godzina nie była późna, ale żaden uczeń nie odważyłby się wyjść wieczorem z dormitorium. Nie po tym, co się wydarzyło. Jako jedyna wiedziała, kto stoi za śmiercią Marty Warren. Nie miałaby nic przeciwko temu, nawet sama by mu pomogła, ale przez jego głupotę zamkną szkołę. Nie była to kolejna petryfikacja, która budziła strach u nauczycieli i uczniów. Tamte wybryki tolerowała, ale tym razem nie pozwoli mu zniszczyć tego wszystkiego. Nie wróci do sierocińca, a jeśli już, to tylko z jego trupem w worku. Chociaż czy potrafiłaby go uśmiercić? Nie miała doświadczenia w zabijaniu, a Tom nie był przypadkową osobą. Wypierała się tego za każdym razem i robiła wszystko, aby to zmienić, ale znała prawdę. Tom Marvolo Riddle był bliski, jeśli nie najbliższy jej sercu. Jedna, mała kłótnia o jakąś głupią dziewuchę zniszczyła wszystko. Oboje byli jednak zbyt dumni, aby się przeprosić. Łatwiej było toczyć wojnę, w którą wciągnęli resztę uczniów Hogwartu. Stanęła przed szerokimi drzwiami prowadzącymi do damskiej toalety.
- Mógł sobie wybrać lepsze miejsce na kryjówkę - przemknęło jej przez myśl.
Pewnie złapała klamkę i weszła do pomieszczenia. W łazience panował półmrok, a na posadzce było pełno wody. Miała wrażenie, że ścieka nawet ze ścian, chociaż był to jedynie efekt gry cieni. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Lucille pomyślała, że to pewnie smród szlamu Marty i uśmiechnęła się do siebie na tę myśl.
Stał bokiem naprzeciwko umywalek. Wpatrywał się w kran, zupełnie jakby jej nie dostrzegał, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z jej obecności. Zaczęła iść i zatrzymała się dopiero krok przed nim. Powoli odwrócił głowę, a z jego ust wydobył się syk, który dziewczyna doskonale zrozumiała.
- Jeśli przyszłaś mnie pouczać, to lepiej wyjdź, dopóki możesz. Chyba nie chcesz skończyć jak ta szlama.
Jego groźby już dawno na nią nie działały. W tej chwili zrozumiała jednak, dlaczego czuła przed nim taki respekt i strach. Nawet nie próbował się ukryć z tym, co zrobił. Wiedział, że ona wie i jeśli do tej pory nikomu nie powiedziała, to tego nie zrobi. Aż tak bardzo jej ufał? Mimo ich relacji, odkrycie to napawało ją dumą.
- Nie. Przyszłam ci powiedzieć, że jeśli nie znajdą sprawcy, to zamkną szkołę. Ja nie mam zamiaru spędzić reszty życia w tej zatęchłej dziurze, wśród głupich mugoli - odpowiedziała, również używając mowy węży.
Wieść o zamknięciu szkoły nie zaskoczyła go. Co prawda wiedziało o tym zaledwie kilka osób, ale Tom jak zwykle należał do tej elity. Przywołał na twarz jeden ze swoich czarujących uśmiechów i obrócił się w stronę dziewczyny, zmniejszając dystans między nimi.
- Więc dlaczego jeszcze im nie powiedziałaś?
- Nie mam dowodów - szybko odpowiedziała.
Popatrzył na nią badawczo, jakby chciał wyczytać z jej twarzy, o czym tak naprawdę myśli. Może rzeczywiście próbował? Legilimencja ciekawiła ich już od trzeciej klasy. Mimo tego, że była to trudna dziedzina magii, oboje mieli do niej dar i z dnia na dzień byli w tym coraz lepsi. Mierzyli się spojrzeniami jeszcze przez chwilę.
- Spokojnie, nie musisz się o mnie martwić. Już mam plan.
W odpowiedzi dziewczyna jedynie kiwnęła głową i odwróciła się do wyjścia. Tym razem wygrał, ale następnym razem to ona wyjdzie zwycięsko z tej gry. Skierowała się w stronę drzwi i nacisnęła klamkę.
- Lucille?
Odwróciła się w jego stronę. Miał wrażenie, że jej złote oczy przewiercają go na wylot. Niezwykła dziewczyna, idealna towarzyszka. Tom zdawał sobie jednak sprawę, że dystans między nimi jest większy niż kilka metrów dzielące kran, przy którym stał i drzwi. Mimo to byli tacy podobni. Najlepsi uczniowie Hogwartu, oboje z niezwykłymi darami. Jest taka sama jak on. Musi do niego należeć i będzie jego. W końcu ostatni dziedzic Salazara Slytherina zawsze dostaje to, czego chce.
Poczekała jeszcze chwilę, aż dokończy, ale gdy chłopak nic nie mówił, popatrzyła na niego pogardliwie i wyszła z łazienki. Otwierając drzwi, wciąż czuła na plecach jego palące spojrzenie. Jeśli mu się nie uda, to sama coś wymyśli. Nie może pozwolić, aby jej Tom skończył w Azkabanie.

***

Szła przed siebie wzdłuż ścieżki. Nie widziała śladów, ale wierzyła, że chłopcy nie byli tacy głupi, by iść ciemnym lasem. Chociaż ich obecność w tym miejscu świadczyła o czymś zupełnie innym. Przystanęła na chwilę i rozejrzała się wokół. Przebywała na terytorium centaurów już od dobrych dziesięciu minut. Nic się nie wydarzyło. Nie czuła się śledzona, obserwowana, a sowa zamieszkująca drzewo niedaleko wciąż pohukiwała. To martwiło ją najbardziej. Czego jak czego, ale granicy centaury strzegły jak oka w głowie. Zwykle chwilkę po jej przekroczeniu zostawało się otoczonym i nie kończyło się to najlepiej. Tymczasem Lucille już od kilkunastu minut spacerowała sobie jedną z głównych dróżek i świeciła wyciągniętą do góry różdżką. Była to niemal zachęta do konfrontacji. Co takiego stało się, że została zignorowana? Na tę myśl odwróciła się w prawo, skąd dobiegał tłumiony przez leśne poszycie tętent kopyt. Czyli jednak ktoś ją zaszczyci.
Po chwili spomiędzy drzew wyłonił się mężczyzna z nagim, mocno opalonym torsem. Miał głęboko osadzone, ciemne oczy i lekko falowane, czarne włosy. Gdyby nie fakt, że od pasa w dół był koniem, na pewno spodobałby się kobiecie. Mimo to doceniła jego dziką urodę i fakt, że był Wojownikiem. Tytuł ten nie było łatwo zdobyć, a o przynależności do tej kasty świadczyły dwa skrzyżowane na jego plecach miecze. Stanął na tyle blisko, aby móc dosięgnąć ją ostrzem lub kopytem i na tyle daleko, aby w razie potrzeby uskoczyć do lasu i pozwolić łucznikom się z nią rozprawić. Urodzony zabójca i strateg. Przynajmniej wiedziała, że na razie nie chcą jej zabijać. W końcu mogli zrobić to dużo wcześniej. Chciała zapytać go czy nie widział dwóch chłopaków i powoli się wycofać, ale jego postać i wyraz twarzy powstrzymywały ją. Stał tam groźny, majestatyczny i poważny. Co prawda miała różdżkę i była cholernie dobra w magii bojowej, ale Wojownicy od początku szkolenia są uczeni, jak radzić sobie z czarodziejami. Co prawda otwartej wojny nie ma, ale jedni wolą uważać na drugich. Nie żeby czarodzieje i centaury często się spotykały, ale w razie bezpośredniej konfrontacji obie strony zwykle wolą się wycofać. Mimo to oboje stali i próbowali wyczytać ze swoich oczu, co myśli drugie. Nie odwracając spojrzenia, głębokim, niskim głosem powiedział zdanie, które zatrzymało na moment bicie serca Lucille.
- Ona czeka na ciebie. Chodź ze mną.
Wtedy też odwrócił się i znów wkroczył w gąszcz lasu. Stala tak jeszcze przez chwilę, po czym otrząsnęła się z szoku i ruszyła za nim. Wolała nie zostawać tam sama, chociaż nie była pewna czy nie jest to lepsze niż spotkanie z Oną. Mimo że centaury należą do długowiecznych ras, Ona lub On żyją tyle, co przeciętny człowiek. Jest to cena za ich umiejętności. Rodzą się po to, by służyć i doradzać istotom lasu. Posiadają dar, który po stokroć przekracza umiejętność odczytywania przyszłości z gwiazd. Zawsze istnieje tylko jedna Ona lub On. Lucille spotkała ją jeden raz, którego nie zapomni nigdy.
Tydzień przed próbą zwerbowania Potterów dostała zadanie, aby zniszczyć lub przeciągnąć na stronę Czarnego Pana centaury z Zakazanego Lasu. Miało to pomóc w zdobyciu Hogwartu, który jako jedyny opierał się ich wpływom. Gdy kazała zaprowadzić się do wodza, nie spodziewała się zobaczyć małej dziewczynki o kopytach grubości jej nadgarstków. Myślała, że to jakaś pomyłka lub bardzo kiepski żart. Jednak w momencie, kiedy spojrzała w oczy dziecka, zrozumiała, że jest we właściwym miejscu. Tęczówki koloru płynnego złota - zupełnie jak jej. Kolor piękny, lecz niespotykany. Mugole twierdzili, że to mutacja genów. Ona uśmiechnęła się jedynie i zupełnie jakby czytała w jej myślach i powiedziała, że magia, która je tworzy, zostawia także trwałe ślady ich ciele. Która JE tworzy. Dotarło do niej, czym było znajome, dziwne uczucie, które towarzyszyło jej, odkąd spotkała dziewczynkę. Było z nią przy narodzinach i w momencie, gdy leżała niemal konająca na łące pod rozłożystym drzewem. Radość, strach, nadzieja, ból, tajemnica. Wszystko to czuła wtedy i w momencie, gdy stała przed niezbyt urodziwą centaurką o złotych oczach i jasnej sierści. Niewiele jej wtedy powiedziała. Lucille nic z tego nie rozumiała, ale gdy przyszedł czas, wszystko ułożyło się w całość.
Wtedy wizje dziewczynki nie wróżyły najlepiej. Czy tym razem będzie tak samo? Tego się bała, ale nie mogła odmówić spotkania. Nie jej. Poza tym chłopcy byli ich zakładnikami. Zupełnie tak, jakby porywacze wiedzieli, że bez przymusu nie będzie chciała przyjść. Szła szybkim krokiem, próbując nadążyć za Wojownikiem. Nie obyło się bez kilku potknięć. Duma Lucille jednak nie ucierpiała, bo kobieta zawsze łapała równowagę lub chwytała się pobliskiej gałęzi. Świetnie władała magią bojową, a także sztyletami, które towarzyszyły jej na każdej misji. Nie zmieniło to jednak faktu, że dość często potykała się o własne nogi lub miała inne wypadki spowodowane jej niezdarnością. Trochę nie pasowało to do wizerunku chłodnej, zabójczej kobiety, za jaką większość ją uważała. Zwykle to ignorowała, jednak teraz wyłożenie się jak długa lub wpadnięcie na idącego obok centaura nie ułatwiłoby jej zadania. Mężczyzna nagle zatrzymał się i odsunął dość dużą gałąź zasłaniającą wejście na przestronną polanę.
Lucille podeszła do przodu i stanęła przy wielkim ognisku pośrodku. Niemal w tej samej chwili została otoczona. Większość twarzy była bez wyrazu. Centaury po prostu przyglądały się jej, a ona nie wiedziała co zrobić. Rozejrzała się wokół i po lewej dostrzegła klatkę dość dużych rozmiarów. Zamknięci w niej byli chłopcy w mundurkach Hogwartu. Czerwono-złote krawaty posłużyły jako kneble.
- Będę musiała to kiedyś wykorzystać. - Zanotowała w myślach i zwróciła się do zgromadzonych. - Słyszałam, że Ona chce się ze mną widzieć.
- Owszem, chciałabym. Chodź kochana, zaparzę ci herbatki i porozmawiamy.
Odwróciła się i zobaczyła Ją. Nie zmieniła się w ogóle, odkąd się widziały. Ta sama dziecięca twarz, chude kopytka, jasna sierść i ciepłe, złote oczy, które wpatrywały się w nią przenikliwie. Od pasa w górę wyglądała jak mały aniołek. Wszystkiemu zaprzeczał jej głos, który z pewnością nie należał do dziecka. W tej chwili przemawiała do niej staruszka z lekko zachrypniętym, zmęczonym długim życiem głosem. Lucille zamarła na ten dźwięk. Czy ona też tak skończy? Oby nie, wolała nie odstraszać kochanków przez wypowiedzenie słowa. Znów uśmiechała się tym swoim słodkim uśmiechem. Czarownica skrzywiła się na ten widok i poszła za nią do przestronnego namiotu, ozdobionego rysunkami gwiazdozbiorów.


- Jak mogliście próbować podpalić las?! Mogliście od tego zginąć! Mielibyście na sumieniu tysiące stworzeń, które tam żyją. Idioci! Kara was nie ominie, nie myślcie, że nie napiszę do waszych rodziców...
Beształa, przeklinała, krzyczała i ganiła chłopców, którzy niczym zbite psy dreptali za nią przez las. Tak naprawdę jej myśli były jednak gdzie indziej, a ta dwója za nią to jedynie kolejny obowiązek, który musi spełnić. Jedyne, co zaprzątało jej głowę, to słowa Onej. Właściwie nie przejęłaby się nimi zbytnio, gdyby nie fakt, że po przekroczeniu progu namiotu, wzięła Lucille w objęcia i zanosiła się płaczem. Kobieta przez dziesięć minut próbowała ją uspokoić, ale ta szeptała jedynie ,,siostro, tak mi przykro, siostro".  Gdy ujrzała ostatnią wojnę Czarnego Pana, nie uroniła łzy. Lucille zastanawiała się, co takiego zobaczyła, skoro wywołało to u niej taką reakcję. Oczywiście tym razem też nie powiedziała, co takiego zobaczyła.
- Nie zapomnij, w czyjej obronie walczyłaś i walczysz. Zaakceptuj to i pozwól mu poukładać kawałki. Będzie dobrze.
Słowa wciąż dźwięczały w jej głowie. W tej chwili nic nie znaczyły, ale nadejdzie moment, gdy będą wszystkim. Wiedziała to. Nie miała pojęcia skąd, ale była pewna, że tak się stanie. Będzie dobrze - powtarzane w kółko niczym mantra i szloch dziewczynki-staruszki. Lucille nie chciała się przyznać, ale wierzyła i ufała przepowiedniom centaurów. Drogę zawsze można wybrać, ale przeznaczenie jest jedno. Bała się jednak tego, co będzie ją czekać przed jego wypełnieniem. Lament nad jej losem z pewnością nie wróżył niczego dobrego. Nie wiedziała, co mogło przerazić do tego stopnia równie potężne stworzenie. Jej siostrę. Każdy czegoś się boi, a one nie należały do istot lękających się śmierci. Obie wiedziały, że są dużo gorsze rzeczy.
Wyszli z powrotem na szkolne błonia. Ognisko prawie już dogasało, a uczniowie kierowali się w stronę szkoły. No i tyle wyszło z integracji. Dogasiła ogień, jeszcze raz nakrzyczała na chłopców,  kolejny raz odebrała punkty Gryfonom i skierowała się w stronę zamku. W końcu musi się przygotować do wizyty u Kingsleya. Zupełnie nie miała na to teraz ani ochoty, ani siły. Marzyła jedynie o gorącym prysznicu.


2 komentarze:

  1. Właśnie się zastanawiam, czy pisać swój rozdział, czy czytać Twój :D Szczerze mówiąc, właśnie skończyłam czytać chyba z 10 opowiadanie dzisiaj i nie mam już na nic siły.
    Dobra. Ciekawość wygrała.
    Stanęła przed szerokimi drzwiami, (bez przecinka) prowadzącymi do damskiej toalety.
    Dotarło do niej(,) czym było znajome, dziwne uczucie, które towarzyszyło jej, odkąd spotkała dziewczynkę.
    Centaury po prostu przyglądały się jej, a ona nie wiedziała(,) co zrobić.
    - Będę musiała to kiedyś wykorzystać. - (Z)anotowała w myślach i zwróciła się do zgromadzonych(.) - Słyszałam, że Ona chce się ze mną widzieć.
    Jedyne, co zaprzątało jej głowę(,) to słowa Onej.
    Jak zwykle cudowne. Błędów niewiele, chyba że ja po kilku godzinach czytania fanficków ich nie wychwyciłam. Podoba mi się, że Lucille jest niezdarna, bo już miałam wrażenie, że jest idealna, a nikt idealny nie jest. Także duży plus za to. Również wspomnienie o Tomie przypadło mi do gustu (jak wszystko z nim związane). Idealna kreacja chłopaka. Spokojny, opanowany, pewny siebie. O i ta kwestia dziewczyny, że go zabije - cudowna.
    Nie rozpiszę się długo, bo naprawdę muszę wracać do swojego opowiadania. Ostatnio piszę strzępami i mam wrażenie, że tworzę jednocześnie dwa rozdziały O.o. Nawet nie wiedziałam, że tak można :D
    PS Mam nadzieję, że kiedyś do mnie zajrzysz :D
    Pozdrawiam!
    E.M.S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, że mając do wyboru pisanie rozdziału i czytanie mojego wybrałaś to drugie, jest najlepszym komplementem i dopalaczem pracy. :D
      Cieszy mnie również, że nie popełniłam wielu błędów. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale nie będzie żadnego. :)
      Jeśli chodzi o postać Lucille, to nigdy nie była ona idealna i zawsze miała wiele wad. Jednak czytając odniosłam wrażenie, że czytelnik może ich nie dostrzegać. W końcu ciężko zobaczyć coś, co siedzi w mojej głowie, a nigdy jasno ich nie przedstawiłam. Sama bohaterka usiłuje je ukryć pod zimną, niebezpieczną maską kobiety jaką wykreowała. O tej słabszej stronie panny Dark będzie nieco później. A kiedy? O tym wie już tylko Ona. :D

      Dziękuję za komentarz, rady i również pozdrawiam!

      Usuń

Czytasz? Skomentuj! Każdy komentarz motywuje mnie i zachęca do pisania. Przez wzgląd i szacunek dla mojej pracy, zostaw po sobie ślad. :)